czwartek, 30 stycznia 2014

Nie mogę przestać jeść..
Płaczę z bólu brzucha, a i tak dalej myślę jak po cichu coś ukraść z kuchni.
Jezu, czy da się z tego wyjść?
ja już nie mam siły do walki!

piątek, 24 stycznia 2014

" Bo upadki są po to, żeby uczyły jak następnym razem ich uniknąć"

Nie poddaje się, walczę z każdym dniem. Czasami z lepszym skutkiem, czasami z gorszym.
Najważniejsze to nie poddawać się...
Ostatni tydzień pracowałam nad akceptacją/polubieniem siebie.
Myślałam, że to prostsze, jednak teraz stwierdzam, że żadne psychologiczne "wady" nie odejdą w kilka dni.

Strasznie mnie frustrował fakt, że nie potrafię tego zrobić. Wynikiem tego były kilkugodzinne rytuały płaczu przed każdym spaniem na zmianę z objadaniem( 'Bo przecież co za różnica czy się objadam czy nie jak i tak zawsze siebie nienawidzę'- takie miałam myślenie)

Ostatnio miałam wizytę u psycholog. Głównym tematem o którym rozmawiałyśmy, było zaakceptowanie faktu, iż nie potrafimy siebie zaakceptować.
Nigdy nam się nie uda siebie zaakceptować, jak będziemy źli na siebie, że się nie udaje.
To powolny proces, potrzeba na to czasu! Zaakceptujmy to!

Mam za zadanie codziennie stawać przed lustrem i mówić siebie (tak jakbym chciała komuś sprzedać produkt, zareklamować się) Jestem pracowita, mądra, inteligentna, pełna miłości, czuję się wspaniale, lubię swoje zalety, a wady akceptuję. Nie znaczy to jednak, że przestanę nad nimi pracować.
Będę, owszem, tylko jak coś nie wyjdzie, postaram się nie być na siebie zła.

Wczoraj ćwiczyłam 40 minut. Postanowiłam, że po ćwiczeniach będę leżeć na macie, włączę sb muzykę relaksującą, będę się cieszyć z tego co zrobiłam dla swojego ciała, że poświęciłam mu czas.
Wyobraziłam sb jak leżę na piaszczystej plaży, jest zachód słońca, świeże powietrze, delikatny ciepły wiatr.
Było naprawdę super! Nienawidzę "odbębniać" ćwiczeń w stresie, w pośpiechu.
Naprawdę warto poświęcić chwilę na to, żeby zauważyć jak się staramy, być dumnym z siebie..






poniedziałek, 13 stycznia 2014

objadanie..

Weekendowe objadanie.
Jakby mogłoby być inaczej?
W dodatku największe objadanie do tej pory- 10000kcal w sobotę, potem "standardowe" w niedzielę- 4000kcal
Znów zaczyna mi się psychoza. 100% czasu myślę o jedzeniu, ciągle boli mnuie głowa ( jakby wołała: objedz się, a jak nie to ciągle będę cię boleć)
Jest ciężko, coraz mniej wiary, coraz mniej siły.
Znów przytyłam, ale o odchudzaniu nie ma mowy. Nie wiem już czy płakać czy wściekac się.
Nie wiem jaki sposób wybrac, żeby w koncu do cholery z tego wyjść!

Nie lubię przebywać z rodziną, jestem przy nich ciągle poddenerwowana+ to jedzenie, które zawsze czeka w domu i nie wiadomo jak się od niego uwolnić.
Nie nie chodzi o smak, może byc nawet suchy chleb, alby niezdrowy i obżeranko idealne.. :(
Są tu jakies osoby, które sa już na dobrej drodze do wyjścia?
Jak ktoś w stanie dać mi jakies rady?
Mój blog powienien Wam pomagać, a jak na razie to ja potrzebuję pomocy.
Znów nic mnie nie cieszy, znów jedzenie rządzi moim życiem. tak pewnie juz zostanie...

Trzymam za Was kciuki

Nie liczcie kalorii!

Zauważyłam u siebie jedną ważną rzecz.
Staram się nie liczyć kcal i jeść duże 3 posiłki(nie jadłam chleba).
Dziewczyny nie musicie jeść posiłków niskokalorycznych, ale radzę wam nie jesć waszych "wyzwalaczy" objadania, a jeśc np bardzo zdrowe, lecz kaloryczne orzechy(dodaje je prawie wszędzie)
Przestanie liczenia kcal dało mi wewnętrzny spokój i , mimo że dalej walczę z pasożytami to juz w tym tygodniu coraz lepiej radzę sb z napadami. potrafie juz czasami zjesc trochę za dużo, a potem nie dojadac ze złosci na to ile zjadłam.
postarajcie się, może i wam pomoze!
:*

wtorek, 7 stycznia 2014

Sytuacja:
Objadanie się czekoladami do momentu bólu brzucha.
Oglądanie zdjęć modelek.

Myśli:
Jestem gruba, beznadziejna, niska, już nigdy nie wyjdę z kompulsywnego objadania, tępa, nienawidzę sb

Uczucia:
Smutek 10
Złość 5
Bezsilność 10
Poczucie winy 10

Korygowanie....

Myśli:
Źle się czuję w swoim ciele, ale nie jestem gruba.
Nie jestem niska> owszem, mam mniej niż modelki, ale jestem jedna z najwyższych dziewczyn w klasie.
Chcę wierzyć w to, ze wyjdę z choroby- przecież jestem na dobrej drodze. Kiedyś objadałam się codziennie, a teraz przez miesiąc bez wizyt psychologa połowę tego czasu.
Nie jestem tępa, mam gorszy okres, choroba daje się we znaki, ale już niedługo będzie ok.
Kocham siebie, przecież staram się z tego wyjść, nie siedzę biernie.
Jest mi smutno jak mam jakies porażki.

Trzeba dalej próbować, do końca! W końcu musi się udać, a teraz czas na zrobienie sb powtórnych dot robaków i witamin.

Buziaki


Własnie płaczę,
Nie, nie objadłam się, po prostu jestem smutna. Ciągle mnie boli głowa, Przebywanie z przyjaciółmi znów mi nie sprawia przyjemności- czuję się gruba, brzydka, do niczego, żadna nauka nie chce mi wchodzić do głowy, nie mogę się skupić. Może płacz mi pomoże? A może wreszcie trochę poćwiczę i jednocześnie się wypłaczę?
W święta było strasznie przez około 2 tygodnie obżerałam się codziennie.
Mówię sb: dam radę! Dam kuźwa radę!
Nie wierzę już w to, to jest najgorsza rzecz.


Przepraszam, że tyle nie dawałam znaku, stwierdziłam, że nie ma sensu pisac bloga skoro nie daje się fantastycznie rady.
Teraz poćwiczę, a potem rozpisze moje emocje i je przeanalizuje
Trzymajcie się!:*